26.6.11

Between the stop of the dream and the click on the light.

Niestety. Nie wiem, czego się spodziewałam, ale wiem, że nie dostałam dokładnie tego, czego oczekiwałam i mam wrażenie niedosytu - i to nie w sensie, że chciałabym, by piątkowy koncert trwał dłużej. Choć na dobrą sprawę nie ma się czego przyczepić.

Tym razem kwestia docierania na koncert poszła jak z płatka i nie ma nic do opowiadania - jak rzadko. Może poza tym, że pojawiłam się pół godziny wcześniej i, oczywista, wykorzystując zapas na uszczknięcie nieco z zapasu papierosów własnych, naoglądałam się cudaków - widzów. Taak, to jest fascynujące widowisko. Pomijam już kwestię normalnego ubierania się na koncerty, bo nikt mnie nie rozumie i wszyscy chcą wyglądać, jakby mieli nadzieję, że gwiazda wieczoru wypatrzy z tłumu. Nie wypatrzy - najczęściej ma zapocone czoło i z niego mu w oczy skapuje, a jeśli nawet coś widzi, to zabielone światłem ze sceny - widziałam, widziałam, bo pokazywali na telebimach, biali jak mleko. Ale przed koncertem feeria. Jak niebo przy finale Wielkiej Orkiestry, światełko do chodnika. Obowiązkowe plakietki, zapewniające solennie, że nosiciel - mogłabym ich określić mniej dziwnie, ale niech mają, nosiciele, to brzmi - co najmniej nie przepada za systemem, workowate spodnie, ale nie te z rzędu hip-hopowych, nie, nie, bliżej im do pantalonów piżamowych, sukienki - jeśli mowa o dziewczęciu - w rozmiarach dwojakich: albo powłóczyste kiece, co sprawia wrażenie jednej nogawki od spodni wyżej wymienionych, albo ekstremalne mini, noszone przez dziewczynki, którym wokaliści kładą w głowę, że don't mind about your weight. Hm, you better do. Buty różnorakie - od niebotycznych obcasów i koturn - noszonych przez obie płcie - do o trzy-numery-za-dużych adidasów tudzież trampek, z obowiązkowo wywiniętymi na wierzch językami, sięgającymi piszczeli co najmniej. I najważniejsze oraz wszechobecne paski. W sensie wzoru, bo co za sens miałoby noszenie piżamowych pantalonów, wyglądających jak zszyte dwa namioty, gdyby trzymał je pasek? To już prędzej szelki, a i tak przypięte do majtek. Bo oni są luźni i im spodnie muszą wisieć, jak nie wiszą to pewnie są już owładnięci demonem mody, nakazującym noszenie rzeczy w odpowiednim dla siebie rozmiarze. Na koniec pragnę uspokoić MEN - młodzież nosi mundurki. Przyznam, że gdybym była młodsza to celowałabym właśnie w tych w mundurkach. Teraz już nie mogę, bo to chyba karalne. A właśnie, bo wiek.
Musicie wiedzieć, że mam pełne prawo do uważania studentów pierwszego roku za młodszych ode mnie, bo gdyby wszystko poszło jak trzeba, to teraz chyba już bym kończyła rok czwarty. Maksimum trzeci. A w piątek ci pierwszoroczniacy stanowili, dumną z siebie niesamowicie, najstarszą grupę. Nie będę się po raz kolejny oddawała rozważaniom czy to o nich dobrze świadczy, że spotykamy się na koncercie Arcade Fire czy o mnie kiepsko, bo słucham muzyki dla małolatów.
Trochę mi się tylko łezka w oku zakręciła, bo mało kto palił zwykłe papierosy, a rządziły cygaretki o zapachach wszelakich. Głównie słodkich, więc tego też nie wiem - czy łezka ze wzruszenia i wspomnień imprez licealnych, czy raczej od tej rzygliwogennej w kupie, mieszanki aromatów.

Dalej - miejsce. Osławiony Torwar, na którym nie takie tuzy muzyki wszelakiej grywały. Można sobie w korytarzach popatrzeć - kto, bo wiszą zdjęcia i faktycznie, nazwiska TAKIE, że można by nabrać nadziei, iż zaraz wejdzie się do niebywale przestrzennego, ogromnego miejsca, gdzie ludzi będzie jak mrówek i ciężko będzie cokolwiek, wiedząc, że się ma bilet na trybuny - będąc powodowanym obawą o los swój w tym hipotetycznym tłumie pod sceną.
PHI!
Po pierwsze dziękuję moim rodzicom, że urodziłam się wtedy, kiedy się urodziłam i dzięki temu byłam ciupinkę za młoda, by znać Pearl Jam wtedy, gdy występowali na Torwarze. Inna sprawa, że poznałam ich jakoś miesiąc po tym koncercie i ile się nawkurzałam, to moje. Jak sobie porównam ze Spodkiem, w którym ich widziałam, to... zresztą, trudno porównać z czymkolwiek mniejszym, co byłoby sportowe. A miałam jak na dłoni, bo ludzi przyszła jedna trzecia tegoż Torwaru może. Także jak na najciekawszy koncert sezonu, będący przedsmakiem Open'era to zawstydzająco cieniutko. Mam nadzieję, że to dlatego, iż reszta się wykosztowała na tegoż Open'era, bo aż przykro było patrzeć na ziejące pustką sektory czy płytę. Gdyby teren był otwarty, to może dałoby się zamarkować, żeśmy się rozpierzchli, ale tak? Biedni Arcade Fire.

Kolejnym przystankiem jest support, czyli Basia Bulat, czyli wreszcie wiem, skąd taki a nie inny stereotyp wokalistki folkowej, bo wpisała się znakomicie. Przeliczając czas przed wyjściem wyszło mi, że się na nią załapię, więc się postanowiłam na szybko ♫zapoznać. O, nie jest źle, jeszcze gra na takim dziwnym czymś, to na pewno będzie miło. Nie było miło. Było strasznie i okrutnie nudno, do ochroniarzy ustawiła się kolejka z nieśmiertelnym pytaniem, czy jak sobie wyjdziemy to czy można wrócić normalnie, to było stuprocentowe potwierdzenie wszystkich obaw, jakie przychodzą na myśl, gdy słyszysz o filigranowej dziewczynie z gitarą akustyczną. I właśnie dzięki takim Basiom lud się boi słuchania Joanny Newsom na przykład, podczas gdy jej ♫Peach, Plum, Pear niepoznania jest niewarte. Podobnież Regina Spektor, choć tej przetarł szlaki spot TVNowskiej ramówki. Nie wątpię, że płyta Basi mogłaby w pewnej atmosferze i przy pewnym nastroju słuchacza zabrzmieć miło, ale na scenie dogorywała i przebrzydle smęciła. I nawet jak, wraz z większością, udaliśmy się na taras palarniany, to nie dało się od niej uwolnić. Dobre chociaż to, że słyszeliśmy jak skończyła i mogliśmy wrócić.

Siedziałam po lewej stronie, w sektorze E, w rzędzie pierwszym - co oznacza w sumie tyle, że miałam zespół... w paski, jakże adekwatnie do trendów modowych pod sceną. Paski wynikały z barierek, które z czasem przestały przeszkadzać i ukazywać zespół we wzorek, bo te niedobitki, jakie stanowiliśmy, po prostu wstały. Na przykład po to, by się upewnić czy ♫Month of May będzie tak samo niezrozumiałe, jak wcześniej. To naprawdę powinno być tak, że do zaproszeń zespołów zagranicznych powinno się dopisywać ale przywieźcie swoich ludzi do nagłośnienia. Tu problem osadzał się na tym, że Wina nie było wcale słychać. Z czasem przestało to przeszkadzać, bo przeszli do utworów, w których czy ten wokal jest czy go nie ma, to wszystko robi muzyka i chórki, ale na początek strach o zmarnowanie szansy, jaką jest zobaczenie Arcade Fire na żywo. Ale potem było tylko lepiej.
Już przy ♫Keep the Car Running zaczęli się rozkręcać i... nakręcać. Tak naprawdę bowiem ten koncert wygrywali atmosferą na scenie, tym, że samo serce rosło, gdy widziało się przyjemność, jaką sprawiają im występy. Mimo, że grali, jak pisałam, dla jednej trzeciej sali. Są jak tykająca bomba, rozpędzony pociąg, który najwyraźniej nigdy nie dociera do celu, tylko hamuje pod koniec. Ale za to co to jest za pęd! Z tymi mikrofonami to nawet zabawna sprawa, bo tylko wokalista miał zły - Regine, jego małżonka, słyszalna była bardzo dobrze, co sprawiło, że śpiewane w duecie, moje ukochane ♫No Cars Go wypadło znakomicie. Za co jestem niezmiernie wdzięczna, bo ze swoją pamięcią za każdym razem, gdy słucham już w domu piosenki, którą słyszałam na żywo, to słyszę ją na nowo i jak bym miała popsutą akurat tę, to byłoby kiepsko, bardzo kiepsko. Niespecjalnie zgodzę się z chłopcem, który wychwala część poświęconą albumowi Funeral, bo tu już wyszły wszystkie niedociągnięcia. To jest jednak płyta, której słucha się bardzo - jakkolwiek nie lubiłabym tego słowa - klimatycznie i żeby oddać ów klimat, to wszystko musi być bez zarzutu. A jak mówię, bez zarzutu nie było. Raczej przestawiłam się na czerpanie radości z faktu, że o, jak miło, że grają ♫Neighbourhood #2 (Laikę), czy ♫Rebellion (Lies), bo bardzo lubię te utwory, niż z uwagi na to, jak brzmią. Choć wyglądali przy tym doprawdy pierwszorzędnie i co mi tam, ważne, że im się podoba. Miałam do czynienia z paskudnymi zespoliszczami, które traktowały to, co robią, jako produkt i choć brzmiały fenomenalnie, to za nic im nie wierzyłam, iż praktykują właśnie chałturnictwo.
Co prowadzi mnie, jak po sznurku, do wniosku, że niezależnie jakby to buntowniczo i fajnie nie brzmiało, to może lepiej by było, by muzycy nie rzucali studiów, na których się poznali, bo potem muszą grać, żeby się utrzymać i wpływa to boleśnie na jakość ich grania. Względnie niech sobie pójdą w tło i nagrywają, nie wiem, soundtracki do filmów czy gier, skoro już muszą tworzyć dla pieniędzy a nie zarabiać na czymś, co sprawia im przyjemność. Ale odbiegłam, prawda.
Tzn. właściwie dobiegłam do końca, bo cóż tu jeszcze powiedzieć? Nie było to wybitne, nawet bym się musiała przymuszać do określenia bardzo dobre. Nie było momentów - ♫Rococo nadal jest bez wyrazu, mimo, że stanowi bardzo dobry materiał a piosenkę, która na płycie wypada tak sobie, ale za to na koncercie!, przy improwizacji... no nie. Już prędzej ♫We Used to Wait. Bardzo, skądinąd, przyjemne ♫Ready to Start to samograj, pewniak, którego właściwość odkryli, z tego co słyszałam i czytałam, wszyscy producenci seriali dla młodzieży, wiedząc, że nie udać się nie może. I faktycznie - wszystko fajnie, ze smaczkiem w postaci umiejscowienia w setliście - większość koncertów w ramach tej trasy bowiem od niego zaczynają - dość banalnie, no ale - a tu rozpoczęli, ale bisy. Zakończyli natomiast ♫Wake Up, które raz z Davidem Bowie usłyszane, nie cieszy bez niego jak kiedyś. Taka to już siła Bowiego - za każdym razem, gdy słucham ♫Without You I'm Nothing Placebo w wersji oryginalnej, to się cofam do tej zalinkowanej.

I pomyśleć, że głupia fantazjowałam jadąc, o tym, że zagrają ♫My Body is a Cage, co w wersji z niesłyszalnym Winem brzmiałoby ze wszech miar źle. I pozwolę sobie nie zachwycać się wersją Petera Gabriela, rozsławioną przez House'a. Sorry.

1) Month of May
2) Sprawl II (Mountains Beyond Mountains)
3) Keep the Car Running
4) No Cars Go
5) Haïti
6) Empty Room
7) Rococo
8) The Suburbs
9) The Suburbs (Continued)
10) Neighborhood #2 (Laika)
11) Neighborhood #1 (Tunnels)
12) We Used to Wait
13) Neighborhood #3 (Power Out)
14) Rebellion (Lies)

15) Ready to Start
16) Intervention
17) Wake Up

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

darmowe liczniki statystyki