12.6.11

Have scored the scores.

Podobno najlepsze imprezy to te, na których pierwotnie miało nas nie być. Mogę sparafrazować, ograniczając się do koncertów, bo gdy gdzieś w necie znalazłam informację o Koncercie Muzyki Filmowej to tylko się ucieszyłam z idei, ale miałam na uwadze inne koncerty i, mówiąc wprost, finansowo się nieco obawiałam. Zwłaszcza, że, nie wiedzieć czemu, obawiałam się kupna biletu na dostawkę, myśląc, że oznacza to siedzenie gdzieś w rogu a najlepiej to skuloną gdzieś pod siedzeniami. Z czasem jednak miłość do muzyki wygrała, skonsultowałam się z Wio, co swoje przezwisko zawdzięcza niczemu innemu jak instrumentowi, na którym gra i kupiłam. Na dostawkę. Wróciłam wniebowzięta, więc nie było tak źle.
A wręcz przeciwnie.

Czego by nie mówić o orkiestrach czy muzyce symfonicznej, to to jest klasa sama w sobie. Którą zauważyłam szczęśliwie sama będąc w klasie... chyba trzeciej, czy czwartej. Otóż to, co większość dzieciaków wspomina ze zgrozą, czyli wyjścia do filharmonii, mi się bardzo podobało. Podczas gdy oni się starali tak wyjść do toalety czy na przerwę, by już nie wracać, to ja, nie zważając, że wyjdę na dziwaka - a bo to pierwszy raz? - wracałam. A propos wracania, to oczywiście później zdarzyło się Życie i nie bardzo miałam okazję, okej, chęć też osłabła, do wizyt w operze czy właśnie filharmonii aż nadeszły złote czasy drugiego liceum, gdzie trafiłam na połowę klasy chodzącej do szkoły muzycznej. Nie chciał Mahomet do góry, to oni zaczęli występować na przeróżnych akademiach w naszej szkole. A już koniec końców zaczęłam bywać z Wio na próbach generalnych baletów, na ich dyplomach, egzaminach...

Obawiam się, że jak użyję słowa niesamowite, to niewiele wniosę, bo już je tak powycierałam pisząc o kolejnych przeżyciach muzycznych, że się nieco zdewaluowało. Zgoda. Dopiszę więc o szlachetności, jaką charakteryzuje się muzyka symfoniczna. I dostrzec ją można najlepiej właśnie podczas oglądania i słuchania jej na żywo, kiedy na Twoich oczach się rodzi, z kilkudziesięciu niepozornych instrumentów, do których dołączone są filigranowe skrzypaczki, wiolonczelistki, flecistki, lisi posturą ksylofoniści, kontrabasiści... może tylko trębacze się wyłamują, powstaje coś, co zapiera dech. Ujmuje perfekcyjną synchronizacją, porywa energią i Ty to widzisz, tu nie ma ściemy, że coś gdzieś korektorem, playbackiem wspierane, nie. Po prostu powstaje.

Dziś wieczór powstało 18 razy. W ogromnej mierze był to koncert muzyki Johna Williamsa, z domieszką Zimmera, Hornera i Silvestriego. Chciałabym móc napisać, że było to osiemnaście absolutnie perfekcyjnych utworów. Było, szesnaście. Dwa z cyklu Gwiezdnych Wojen przynudzały, no ale reszta bez zarzutu. Uśmiech nie schodził mi z twarzy, raz tylko ustępując miejsca lekkiemu wzruszeniu, ale dokładnie wtedy, kiedy się spodziewałam, także spoko. Do tego stopnia, że ja koniecznie muszę obejrzeć w najbliższym czasie te wszystkie filmy, choćby i enty raz.

Na początku niespodzianka w postaci muzyki z reklamówki 20th Century Fox. Jak w filmie. Ach, właśnie, zapomniałabym. Na telebimie wyświetlano kadry i sceny z filmów, z których grane były tematy.

1. Alfred Newman - Fanfara Fox
2. John Williams - Gwiezdne Wojny: Theme
3. John Williams - Gwiezdne Wojny: Księżniczka Leia
4. John Williams - Gwiezdne Wojny: ♫The Imperial March (właściwie potem mogłam iść do domu, to był główny cel mojej wizyty, Darth Vader wkroczył na scenę, co widać zresztą na filmie)
5. John Williams - Gwiezdne Wojny: Yoda
6. John Williams - Gwiezdne Wojny: Komnata Królewska i Finał
no właśnie te dwa jakoś tak niezakoniecznie
7. John Williams - Szczęki
8. John Williams - Park Jurajski
9. John Williams - Superman, rzecz o tyle ciekawa, że filmu nie widziałam, ale mnie zachęcili do nadrobienia zaległości
10. Hans Zimmer - Gladiator
11. James Horner - Titanic, no muzyka to tam była akurat świetna. Nawet prosty zabieg, jak porównanie ♫My Heart Will Go On z ♫Rose pokazuje, jak wiele zmienić - na gorsze - przerobienie utworu na piosenkę. Tu do orkiestry dołączyła solistka i laureatka stu milionów nagród, co nie uchroniło jej przed miauczeniem za nisko i za głośno, no ale. Jak już się zamknęła, to było niebywale. Nie, nie chlipałam, ale kto wie, gdyby całą płytę tak przelecieli.
12. Alan Silvestri - Forrest Gump

i w Finale największe hity Williamsa: Gwiezdne Wojny i Superman po raz drugi, Harry Potter jakiś taki nijaki, ale to nie orkiestra, to Williams, Poszukiwacze Zaginionej Arki i E.T..

Całość w wykonaniu Polskiej Orkiestry Radiowej, pod batutą Macieja Sztora.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

darmowe liczniki statystyki