20.4.13

Record Store Day


Oddali mój gramofon. Oddali, jak psa. Jak koszulkę z flanelami i Indianką. Urosłaś, wyrosłaś, niepotrzebne Ci teraz. Oddali też moją kolejkę, acz to było swego czasu nieco bardziej zrozumiałe. Choć dziś już mniej – co trafię do domu z dziećmi, to sprawdzam czy mają kolejkę i proponuję im… ok, sobie, przejażdżkę.

Oddali myśląc, że skoro teraz już słucham z kaset, to gdzie mnie zainteresować winylem. Nieprawda. W szczelinach między niektórymi meblami leżały sentymentalnie złożone płyty – głównie zapisał mi się w pamięci Hancock ze swoimi Head Hunters.

I choć można przyjąć, że faktycznie – mając siedem lat (góra osiem, wszak wtedy z pewnością owo przekazanie darów nastąpiło) nie docenię potencjału wielkiego pudła z pokrywą i igłą, to nie minie chwila a zacznę się rozglądać. Zwłaszcza, gdy miałam kilka płyt w domu.

Na swoją obronę mam nader chętne słuchanie muzycznych pocztówek. Tak, to, o czym dziś czytuje się na fanpage’ach Peweksu, jest mi dobrze znane. Mogę mieć jedynie wątpliwości czy pochodziły one z czasów młodości rodziców czy załapałam się jeszcze na nowe, ale pamiętać – pamiętam, słuchałam. Wyglądało to faktycznie, dość pociesznie, gdy na wielkiej płycie gramofonu, przeznaczonej wedle średnicy, do nośników szerszych, kręciła się prostokątna, drobna pocztówka, ale dźwięki wydawała. Jeszcze wtedy mniej raziła jakość pocztówki czy kasety a, powiedzmy, kasety a mp3, także brzmiało dość swojsko. Ale może rzeczywiście, to była jedna z pierwszych różnic pokoleniowych. Czy wiesz, że słuchało się muzyki z kartek?

Oddali nie mając pojęcia, jak kilka lat później na poły rozczulać i irytować mnie będą półki w muzycznych sklepach, gdzie stały całe płachty winyli, ze świadomością, że nie mam ich na czym odsłuchać. I nie dotyczyło to, wbrew pozorom, muzycznych staroci wyłącznie – wielu lubianych przeze mnie artystów (mi) współczesnych wydawało na kasetach, CD i winylach właśnie. A ja nie miałam mieć z tego żadnego pożytku. Hipsterzy i moda na vintage pojawiła się później.

Oddali, a ja dziś siedzę i skręca mnie w środku, gdy Jess zabiera Rory na randkę do sklepu muzycznego i przerzuca między palcami płyty winylowe, które płyną z lekkością, bez stukotu plastiku, nie zawsze wielkość oznacza jakość, ale tu istnieje ta szansa. Ta potęga czarnej płyty coś obiecuje, mimowolnie.

Oddali, gdy słucham jakichś przebojów hip-hopowych w których wykorzystano scratchujące sample staroci. Które mam w domu, których mogłam słuchać, byłam tak blisko.

Zabierają mi piec podobny do bramy tryumfalnej!!
Oddajcie mi gramofon podobny do bramy tryumfalnej!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

darmowe liczniki statystyki