15.9.09

THE SILVER HOUR OF GROTESQUE, Marilyn Manson, 2003.

darmowy hosting obrazków Co? Co mówicie? Że the Golden Age of..? Literówka pewnie. Błąd w druku. Albo Marilyn postanowił porwać się na pastisz ale mu nie wyszło, bo tu nie widać premedytacji.

Zwał się on Michał J. Był synem znajomej mojej Mamy i moim kolegą ze szkoły. Taki kumpel z lat dzieciństwa. Straszną miał fazę na Mansona. Nie Mansonika, nie Maniego, nie Brajanka, nie Paula z Cudownych Lat - kto to w ogóle wymyślił? Ktoś kto nie widział czołówki chyba. - i nie Króla Mhoku, do jasnej cholery. I na grę na gitarze.
Dnia pewnego przyniósł Mechanical Animals pod mój dach i się zakochałam. W grupie, nie w samej osobie Mansona. I nie w Michale.

Później się cofnęłam do starszych dokonań, Spooky Kids, te sprawy. I nie była to już tylko miłość do jednego krążka, Marilyn Manson był klasą samą w sobie w całości. Byłam gotowa w ciemno przyjmować, co daje. Ale nadwyrężył moje zaufanie koszmarnie.

Myśleli, cwaniaczki, że zagłuszona świetnością ery Mechanicznych i sympatią dla Holy Wood zaaplikuję sobie GAoG bez cienia komentarza. Że nie wzdrygnę się na dźwięk tych panienek w mOBSCENE, że nie zaśmieję się ironicznie łącząc tytuł This is the new shit z tym, jak numer brzmi faktycznie i w ogóle, nie polecę albumu na nu-metalowe dyskoteki.

Że nie wkurwię się siarczyście dostając takie byle co od czołowego dostawcy świetnego, gitarowego, brudnego, mocnego, nonkonformistycznego grania.

Siedzę ja i słucham tego baunsowania automatu perkusyjnego - GORE! - tego jechania na jednostajnym wyciu, które wcześniej wysmakowanie dawkowane nadawało piosenkom niezwykłych atmosfer, a w Vodevil jest nie do przyjęcia.

Są płyty pastiszowe. Coby daleko nie szukać, rodzime Kury i P.O.L.O.V.I.R.U.S., który choć wulgarny to jest jednoznaczną satyrą na wszystkie ówczesne, gówniane trendy w polskiej muzyce. Gdyby Warner i spółka chcieli omawianą płytą wyśmiać scenę zagraniczną i byłoby to czytelne, to szczerze bym się ucieszyła.

Ale oni tak chyba niestety, na serio. Faktycznie, ta płyta otwiera czasy groteskowego Marilyn Manson - nie ...'a ...'a, bo mówię o całym zespole. Wszystkich tu winą obarczam.

Miałam dobre chęci, słuchałam - nie wiem po co - kilka razy wczoraj, by zobaczyć czy nie zaskoczy ale jest to jedyna płyta*, której idąc do łazienki nie zapauzowuję. Nic nie tracę z niej sikając. Mam nawet wrażenie, że przez godzinę leci ta sama piosenka.

*Moja dyskografia Mansona kończy się właśnie na Golden Age of Grotesque, bo od kolejnych więdną mi uszy i członki wszelakie.

Nie, dobra. Jest jedna piosenka, która daje radę. Nie ich. Dodana w bonusie. ...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

darmowe liczniki statystyki